czwartek, 27 kwietnia 2017

#4.

We keep this love in a photograph
We made these memories for ourselves
Where our eyes are never closing
Hearts are never broken
And time's forever frozen still


2009 r.

            Rok niewątpliwie przełomowy. Nie tylko dla niej, ale i dla niego. Osiemnaście lat w końcu ma się tylko raz. Tak samo jak tylko raz da się po raz pierwszy wygrywać najważniejsze zawody w skokach narciarskich. Czas biegł nieubłaganie, nie tylko dla nich. Nim się ktokolwiek zorientował rok 2008 odszedł w niepamięć i nastał kolejny. A jak to zwykle w życiu bywa, miesiące także zmieniały się jak szalone, jeden po drugim. Sroga, austriacka zima panując w Tyrolu zaczynała ustępować i powoli można było dostrzec pierwsze nieśmiałe oznaki zbliżającej się wiosny. A co szło za nią, nieubłaganie zbliżał się koniec sezonu, corocznie odbywający się w słoweńskiej Planicy. Miała to być jak zawsze wielka feta nie tylko dla samych kibiców, jak i skoczków. Zwłaszcza dla tych, którzy dzielnie wspierali niesamowite dziecko skoków, jak to miano go w zwyczaju określać. A jego najwierniejszych kibiców nie mogło przecież zabraknąć w momencie, w którym miał odbierać najważniejsze trofeum sezonu.
            A jak się można było domyślić, do tego zaszczytnego grona należała także i Lilianne, nieodłącznie z ojcem Eliasem. Oczywiście cała wyprawa spotkała się z głęboką krytyką i dzikimi wrzaskami Johanny. Wściekała się, bo ta dwójka wyłamywała się spod jej nieustannej kontroli i nadzoru. Nie mogła pojąć jakim cudem mogli robić coś, czego ona kompletnie nie popierała i od czego próbowała ich odwieść na każdym kroku. Przez jej frustrację nie obrywało się już tylko córce, swoją gorycz skupiała na małżonku, który z anielską cierpliwością znosił jej złośliwości. Nasuwało się tylko pytanie, ile jest w stanie znieść ten mężczyzna? Czy miłość do żony była wystarczającym usprawiedliwieniem dla jej gorzkich słów? Powoli sam chyba zaczynał mieć wątpliwości.
 - Jak bardzo matka się wkurzyła? – pyta dziewczyna widząc niewyraźną minę ojca
 - Czy to ważne? – stara się ją zbyć
 - Tato, ja nie chcę żeby przeze mnie zepsuło się wasze małżeństwo.
 - Skarbie, do jego popsucia przyczyniło się bardzo wiele czynników, a ty z całą pewnością nie byłaś żadnym z nich. – wysila się na delikatny uśmiech –Przyjechaliśmy tutaj z innych powodów, więc może porozmawiajmy o czymś weselszym?
 - Na przykład?
 - Chociażby o tym, że naprawdę lubię tego chłopca i moje serce się ogromnie raduje, widząc jak szczęśliwa z nim jesteś. – uśmiecha się promiennie – Nie zmienia to jednak faktu, iż jeśli tylko w jakiś sposób cię skrzywdzi, to już jest po nim.
 - Och, tato. - spogląda na ojca kompletnie rozczulona jego słowami, po czym niczym mała dziewczynka daje mu się przytulić. W takich chwilach cieszyła się, że miała chociaż jego bo na Claudię niestety nie mogła liczyć, o matce już nawet nie wspominając. Siostra była po ogromnym wpływem matki przez co była w zasadzie kompletnie odizolowana i można było tylko pomarzyć o głupiej, siostrzanej kawie czy zakupach. Momentami czuła się przez to, niczym jedynaczka wychowywana przez jednego rodzica.
            Po chwili refleksji nad własnym życiem, przyszła pora, aby odstawić wszelkie zmartwienia na bok. Nadeszła pora, by zająć swoją głowę o wiele przyjemniejszymi sprawami, jak chociażby kolejne zwycięstwo Gregora i zapewnie sobie małej kryształowej kuli. Po konkursie wybuchł tak dziki szał, że nie miała najmniejszej możliwości, aby dostać się do zwycięzcy i mu pogratulować. Nie miała najmniejszej ochoty na stracenie życia, w tłumie dzikich fanów, wśród których przeważała płeć piękna. Nie była zazdrosna, jednak była kompletnie zdegustowana piskami i dzikimi okrzykami jakie wydawały z siebie te dziewczyny.
 - Tu mi uciekłaś. – słyszy dobrze znany głos, gdy siedzi na ławeczce, nieopodal centrum słoweńskiego miasta
 - Nie chciałam się przepychać przez te tłumy napalonych fanek, jeszcze bym straciła zęby, czy coś. –wzrusza ramionami
 - Wybacz. – mówi z nieukrywaną skruchą po czym przytula ją do siebie – Wiesz, że jesteś jedyną fanką, na której dopingu mi zależy, prawda? – mówi cicho tuż przy jej uchu
 - Hmm tak? To powiedz tym nastolatkom, które właśnie mordują mnie wzrokiem. – dodała z ironią
 - Nie musisz być zazdrosna Lil. – mówi rozbawiony – Spotkania z fanami to część mojego zawodu, nic więcej.
 - Nie jestem zazdrosna.
 - Właśnie widzę. – śmieje się całując ją w czubek głowy.
            Nie mogła liczyć, że będzie mogła go mieć choć na chwilę, tylko dla siebie, bowiem w Planicy na każdym kroku roiło się od kibiców, a ci nie mogli zaprzepaścić okazji do wykonania fotografii ze zwycięzcą klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Skończyło się na tym, że w czasie półgodzinnego spaceru co najmniej dwadzieścia minut spędziła cierpliwie czekając aż szanowny pan sportowiec obsłuży wszystkich fanów. W takich chwilach naprawdę się cieszyła, że ten sezon miał skończyć się lada chwila, nawet jeśli nie oznaczało to koniec popularności jej chłopaka. Nie byłaby zdziwiona, gdyby ktoś rozpoznał go w osiedlowym warzywniaku na końcu świata. Oczywiście nie miała mu tego za złe, bo przecież nie było to do końca jego winą. Jednak spędzali ze sobą już i tak mało czasu, więc normalną rzeczą było, iż zaczynało ją to nużyć.
            Nie zmieniało to jednak faktu, iż pękała z dumy, gdy jej ukochany odbierał dwie kryształowe kule, jedną za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej, drugą za zwycięstwo w w klasyfikacji lotów. Nie dziwiła się jego matce czy starszej siostrze, iż po ich policzkach spływały łzy szczęścia. Sama czuła ich napływ w oczach i była absolutnie bliska pójścia w ich ślady. Powiedzenie, że była pełna podziwu, to było zdecydowanie zbyt mało. Naprawdę nie potrafiła wyrazić tego, co czuła, widząc Gregora tak uszczęśliwionego.
            Tradycyjnie, po oficjalnym zakończeniu fantastycznego sezonu, nadszedł czas także na te mniej oficjalne. Oczywiście nie mogło na nim zabraknąć dziewczyny triumfatora, jak i jego rodziny. Początkowo była nieco oszołomiona przez głośną muzykę i ilość ludzi, tłoczących się dookoła. Prawdopodobnie, gdyby nie zauważyła obecności Glorii, szybko by stamtąd wyszła.
 - Widzę, że nie tylko ja jestem przytłuczona tym dzikim tłumem, dzikich ludzi. – dodaje żartobliwie ciągnąc pannę Weiner w kierunku boksu, w którym można było spokojnie usiąść i było słychać własne myśli. – Nie martw się, ja też jeszcze nie widziałam naszego złotego chłopca, a uwierz, nie jestem tu od pięciu minut. – chichotała
 - Ta ilość ludzi jest zatrważająca. – wydusza w końcu z siebie
 - Przyzwyczajaj się kochana, coś mi mówi, że to dopiero początek. – wzdycha popijając kolorowego drinka – Mam tylko nadzieję, że nie poprzestawia mu się w głowie.
 - Zwłaszcza, że ten świat sławy wydaje się być kuszący.
 - Przyznam, że trochę się jednak tego boję, bo już widzę jak się zmienił pod presją otoczenia. – krzywi się – Sponsorzy, fani, dziennikarze. Trochę dużo jak na dziewiętnastolatka.
 - Jest w ogóle coś, co można zrobić w tej kwestii?
 - Obawiam się, że nie. – kręci zrezygnowana głową – O wilku mowa. – kiwa głową w kierunku z którego podążał jej brat. Nie trzeba było być ekspertem, żeby dostrzec, iż był już wyraźnie pod wpływem alkoholu. Wystarczyło spojrzeć na jego świecące niczym pięciozłotówki oczy i głupkowaty uśmiech na twarzy. Na całe szczęście nie był to jeszcze stan, w którym odcięłoby mu dostęp do zasobów szarych komórek. Niestety obowiązki gospodarza imprezy nie pozwoliły mu jednak na zbyt długie przesiadywanie z siostrą i dziewczyną, co nie obyło się bez ironicznego komentarza panny Schlierenzauer.
 - Na twoim miejscu, powiedziałabym mu, że albo bawi się z tobą, albo wcale. – powiedziała gniewnie spoglądając w kierunku brata, który bawił się w najlepsze ze znajomymi
 - I naprawdę uważasz, że by mnie posłuchał? Ma przecież „obowiązki”. – przewraca oczami
 - W takim razie moja droga damo, pobawimy się bez niego. – uśmiecha się szeroko i wyciąga swoją towarzyszkę na parkiet. Nie mija chwila, jak wokół nich tłoczy się wiele innych osób, kompletnie pochłoniętych muzyką. Po długiej chwili w otoczeniu głośnej i klubowej muzyki, z głośników rozbrzmiewa o wiele spokojniejsza piosenka. Wtedy parkiet zamienia się w skupisko osób, wolno bujających się w rytmach głosu Stevena Taylera.
 - A ty dokąd? – daje się usłyszeć, gdy tylko wpada na Gregora w czasie planowanej ucieczki z parkietu
 - Z dala od śliniących się do siebie par ponieważ nie bardzo mam z kim wtopić się w otoczenie?
 - Myślę, że mogę coś na to poradzić. – uśmiecha się zawadiacko po czym bierze ją w ramiona i już po chwili wirują wraz z resztą par – Przepraszam, że dopiero teraz. – dodaje po chwili – Musiałem podziękować wszystkim ważnym lub mniej ważnym ludziom za wsparcie w tym sezonie i takie tam.
 - Rozumiem. – wzrusza ramionami
 - Teraz jestem cały twój. – szepcze jej do ucha, by już po chwili obrócić ją wokół własnej osi i zachłannie wpić się w jej usta, na oczach wielu ludzi.
            Zabawa trwała w najlepsze jeszcze przez bardzo wiele godzin. Na całe szczęście, nie musiała jej przedwcześnie opuszczać, bowiem wedle zobowiązania, Gregor nie odstępował jej na krok. Oczywiście nie przeszkadzało to mu we wznoszeniu licznych toastów i wszelkim towarzyskim pogawędkom ze znajomymi. W okolicach czwartej nad ranem tłum się poważnie przerzedził. Na sali pozostała już absolutna garstka ludzi, którzy z resztą niebawem i tak opuścili zabawę.
 - Naprawdę się cieszę, że przyjechałaś. – mamrotał, gdy stali pod drzwiami jej hotelowego pokoju
 - Idź wytrzeźwieć mistrzu. – położyła dłoń na jego piersi, gdy tylko się zbliżył
 - Nie jestem pijany. – skrzywił się
 -Jasne, a ja jestem wybitnym matematykiem.
 - Do tego niezwykle seksownym. – dodał z zawadiackim uśmiechem – A tak w ogóle, to już mamy nowy dzień, więc wszystkiego najlepsze maleńka. – pocałował ją – Żebyś zawsze była moją cudowną dziewczyną,  nigdy się nie zmieniała i nie smuciła, bo twój uśmiech jest wart każdych pieniędzy tego świata. – uśmiechnął się.
            Kiedy wydawać się mogło, że po sezonie wreszcie będą mieć dla siebie więcej czasu, nie można było być w większym błędzie. Gazety i telewizje wypruwały sobie żyły, aby tylko umówić się na wywiad z austriackim mistrzem. Sponsorzy bili się między sobą o jego angaże. Fani śledzili niemal na każdym kroku, kompletnie przytłaczając tego młodego chłopaka. Powoli zaczynały sprawdzać się słowa jego siostry. Rosnąca popularność zaczynała zmieniać bardzo wiele w jego życiu i zachowaniu. Pomijając już nawet fakt, iż spędził dwutygodniowy urlop z przyjaciółmi, a nie z własną dziewczyną, z którego cała masa zdjęć krążyła w sieci. Miała wrażenie, że o niej zapomniał. Poczuła się odsunięta, ale co mogła zrobić? Gdzieś podświadomie wiedziała, że to będzie musiało kiedyś nastąpić. Co mogła ona, przeciętnej urody dziewczyna z przedmieścia Linzu? Kochała go i to była jedyna rzecz jaka powstrzymywała ją przed daniem sobie spokój. Wtedy niewątpliwie jej matka mogłaby po raz kolejny zatriumfować, bo okazałoby się, że miała co do niego rację. Naprawdę chciała się łudzić, że tak nie było, jednak rzeczywistość weryfikowała to wszystko.
            Przestała zabiegać o spotkanie, bo zawsze był zajęty, albo obiecywał, że oddzwoni, czego potem zwyczajnie nie robił. Czuła jak łamało jej się serce. Czy naprawdę tak to się miało skończyć? Jedyną osobą, która wiedziała o wszystkim była jej przyjaciółka Leah, która w ramach oczyszczenia myśli, zaproponowała jej wyjazd nad jezioro. Jako, że finalnie po wielu latach jej rodzina zaprzestała przyjazdów nad Achensee, chętnie skorzystała z jej propozycji. Naprawdę potrzebowała chwili oddechu i spokoju, a wyjazd w babskim gronie był najlepszą ku temu okazją.
 - Jak go tylko spotkam, przysięgam, że uduszę. – rzuciła gniewnie przyjaciółka
 - Daj sobie spokój. – przyciągnęła kolana pod brodę – To nie ma sensu.
 - Po prostu łamie mi się serce, jak widzę jak moja najlepsza przyjaciółka siedzi taka smętna z powodu faceta.
 - Może moja matka miała rację, może jestem tylko bezwartościowym śmieciem.
 - Ani mi się waż tak mówić czy myśleć! –zganiła ją – I uwierz mi, nie tylko ja tak myślę. – uśmiechnęła się tajemniczo
 - Mój ojciec się nie liczy.
 - Nie jego miałam na myśli. – odpowiada zagadkowo – Plan mordu przesuwam w czasie. –dodaje by po chwili po prostu wstać i zniknąć z jej pola widzenia. Nie do końca rozumiała zachowanie przyjaciółki, jednak w chwili kiedy powiodła za nią wzrokiem, zrozumiała jej aluzję. Wstała z zajmowanego miejsca, nie dowierzając własnym oczom. Wtedy naprawdę nie panowała nad własnym zachowaniem. Uśmiech sam wkradł się na jej usta i czym prędzej pognała w jego stronę.
 -Wiem, że jestem dupkiem. – powiedział szczelnie obejmując ją ramionami – Ale jestem też zakochanym w tobie po uszy dupkiem.
 - Leah nie chciała ci wybić zębów?
 - Było blisko, ale jakoś udało mi się ją udobruchać. – odpowiada – Oczywiście powiedziała, że jeśli nie poprawię ci humoru to mnie znajdzie nawet na końcu świata i zamorduje. Nie wyglądała jakby żartowała.
 - Bo być może sobie na to zasłużyłeś.
 - Przepraszam. – mówi z wyraźną skruchą – Jestem ostatnio beznadziejnym chłopakiem.
 - Nie da się zaprzeczyć.
 - Cóż, dla poprawy mojej beznadziejnej sytuacji w naszym związku dodam, iż wyłączyłem telefon i jestem do twej dyspozycji przez tyle, ile tylko będziesz chciała.
 - Na początek, brzmi nieźle. – kiwa z uznaniem głową mając nadzieję, że to prawdziwy koniec tego kryzysu, jaki się wkradł w ich relacje.
            Kolejne dni wydawały się być kompletną bajką. Spędzali ze sobą niemal każdą sekundę, delektując się wzajemną bliskością. Tą, której tak bardzo im brakowało ostatnimi czasy. Gdyby spojrzał na nich ktoś z boku, mógłby powiedzieć, że widział idealną parę, mającą przed sobą świetlaną przyszłość. Nie miałby pojęcia, jak szybko nadejdzie weryfikacja jego słów.

~*~ 
W tym tygodniu odrobinkę wcześniej, bo jutro czeka mnie dość zabiegany dzień i raczej nie miałabym czasu na publikację. Myślę, że Wy jednak nie będziecie narzekać :P
Kolejny rok, kolejne zmiany u naszych bohaterów. Jak już wspomniałam w ubiegłym tygodniu, za chwilę opuścimy progi przeszłości, przygotujcie się :D
Życzę udanego weekendu majowego, a maturzystom połamania długopisów!

PS.  Wybaczcie ten nadmiar Eda w podkładach, ale w zasadzie 90% tej historii powstało przy akompaniamencie jego piosenek ;)
PS2. Długość rozdziałów także powoli będzie się zmieniać, uznałam, że w tych "throwbackach" nie ma co się rozpisywać na kilka stron w wordzie ;) 

Czytasz = skomentuj, nawet nie wiesz jaką motywacją są Wasze słowa! 
           

piątek, 21 kwietnia 2017

#3.

Running through the heat heartbeat

You shine like silver in the sunlight
You light up my cold heart
It feels right in the sun, the sun
We're running round and round
Like nothing else could matter in our life



2008 r.

            Siedemnaście lat to wiek, w którym jesteś już za stary na pójście na bajkę do kina, a jednak wciąż liczysz za mało wiosen żeby legalnie napić się alkoholu. Jest to ostatni rok przed oficjalnym wkroczeniem w tą przysłowiową dorosłość. Tą jakże wyczekiwaną przez wielu młodych ludzi, którzy mają utopijne wizje tego, jak naprawdę to wygląda. W dniu osiemnastych urodzin nie czujesz się nagle niezwykle dojrzale ani inaczej. Jesteś tą samą osobą, którą byłeś dzień czy dwa temu. W twojej głowie nie włącza się nagle tryb „dorosłość”. Ona przychodzi tak naprawdę o wiele później, gdy w końcu wyprowadzasz się z rodzinnego domu i zaczynasz żyć na własny rachunek. A to często jest dla wielu skok na naprawdę głęboką wodę. Bo jak to, nie ma już mamy, która zrobi obiad, pozmywa i wypierze twoje brudne skarpety? Oczywiście nie jest to prawidłowość sprawdzająca się w absolutnie każdym przypadku. Pani Weiner dołożyła wszelkich starań, aby żadna z jej idealnych, w oczach jej znajomych, córek skończyła w tej kategorii. Z całą pewnością już w chwili narodzin miała już opracowany cały konspekt na ich życie. Można sobie wyobrazić jej rozczarowanie, gdy pierworodna córka w żaden sposób nie spełniała żadnego z punktów planu. Od małego kolejno odrzucała wszelkie prestiżowe zajęcia dodatkowe jakie jej proponowała, nie chciała ubierać przesadnie kolorowych sukieneczek, a do tego zainteresowała się sportem zimowym. A z upływem lat, przysparzała jej tylko utrapień. Nie uczyła się najlepiej w szkole, choć jej stopnie tak naprawdę nigdy nie spadały poniżej dobrego poziomu. Nie śpiewała ani nie chodziła na balet. Nie planowała studiowania medycyny. Nie miała chłopaka z wielkimi perspektywami naukowymi. Po prostu nie była taka, jaką miała być w zamyśle matki. Całe szczęście, że była jeszcze Claudia, która podniosła upadłe ambicje matki.
  - Elias, to wszystko twoja wina! – grzmiała – Jak coś takiego mogło wyrosnąć pod moim dachem! – rozpaczała
 - Przykro mi, że nie jestem tak dobrze wytresowana jak Claudia! – niemal krzyczała
 - Nie wiem, gdzie popełniłam błąd. – kręciła z niedowierzaniem głową
 - Zamiast cieszyć się razem ze mną z mojego szczęścia to jak zwykle tylko pokazujesz jak bardzo mnie nienawidzisz.
 - Nie bądź niemądra, jesteś moją córką, jak miałabym cię nienawidzić?
 - A co niby mam myśleć? Nigdy nie byłaś dla mnie kochającą matką i doskonale to wiesz, w końcu jesteś psychoterapeutą. – ironizowała – Nawet nie wiesz jak bardzo czekam na moment, w którym w końcu skończę szkołę.
 - Jeszcze może mi powiesz, że nie planujesz iść na studia i widzisz wspólną przyszłość z tym chłoptasiem? – prycha
 - Jako, że nie uznajesz żadnych innych studiów poza prawem i medycyną to wychodzi na to, że nie.
 - Jesteś taka głupiutka. - kręci głową –Myślisz, że czeka cię z nim jakaś przyszłość? Że on w ogóle cię kocha?
 -A skąd ty możesz w ogóle to wiedzieć?
 - To młody, przystojny chłopak u progu wielkiej kariery, mający dookoła całą masę pięknych dziewczyn, myślisz, że pokochałby akurat kogoś takiego jak ty? Nie rozbawiaj mnie. – powiedziała chłodno, a w jej oczach momentalnie stanęły łzy. Była wyczerpana tym poniżaniem ze strony matki. – Zabawi się tobą, zostawi z brzuchem i tyle będziesz go widziała. Wspomnisz moje słowa. Dobrze, że chociaż twoja siostra jest rozważniejsza.
 - Przynajmniej jedno dziecko ci się udało. – mówi z żalem po czym niemal biegiem rzuca się w kierunku pokoju i pada na łóżko. Chowa twarz w poduszce i szlocha żałośnie. Naprawdę nienawidzi tej kobiety. Nie miała pojęcia, że własna matka może mieć w sobie tyle jadu i nienawiści w stosunku do własnego dziecka. I to kobieta, która rzekomo zawodowa pomaga innym w rozwiązywaniu problemów. Dla niej była nikim innym, jak potworem. Chciała żeby zniknęła z jej życia, nigdy więcej go nie niszcząc.
            Na nieszczęście, czekały ją jeszcze niecałe dwa lata spędzone pod jednym dachem z tą kobietą. Postanowiła nie wchodzić jej w drogę, a przynajmniej nie dawać powodów do sprzeczek, co było dość skuteczną taktyką na przestrzeni kilku dni. Niestety, problemy wyskakiwały same, jak na zawołanie.
 - Nie zgadniesz kto dzisiaj do nas dzwonił. – mówi kobieta przy śniadaniu – Niejaka Angelika Schlierenzauer skarbeńku. – wypowiadając te słowa spogląda na córkę – Pytała, czy nie miała byś ochoty dołączyć do nich na wyjazd do Oberstdorfu na jakiś puchar czy coś w lataniu.
 - Mistrzostwa świata w lotach. – poprawił ją Elias
 - Nie ważne. – przewraca oczami – Jesteś nieletnia, więc potrzebowałabyś zgody choć jednego opiekuna. – uśmiecha się ironicznie – Ja do tego ręki nie przyłożę.
 - W porządku, ja z nią pojadę. – odezwał się nagle pan Weiner, zaskakując wszystkich, prawdopodobnie z samym sobą na czele. 
 - Żartujesz sobie? – syczy kobieta
 - Nie. – odpowiedział z powagą mężczyzną – Zawsze chciałem zobaczyć loty na skoczni mamuciej na żywo, a Lili będzie miała okazję, żeby spotkać się z chłopakiem.
            Obraz wytrąconej z równowagi Johanny Weiner był z całą pewnością wart wielu pieniędzy. A już na pewno osobistej satysfakcji jej córki, która w końcu miała okazję odnieść triumf nad złowieszczą matką.
            Nie posiadała się z radości na samą myśl, że w końcu będzie mogła go zobaczyć. Mimo, że czasami naprawdę ją denerwował i miała ochotę go zamordować, to naprawdę tęskniła. Może od czasu pamiętnych wakacji nie widzieli się specjalnie często, jednak naprawdę udawało im się utrzymywać tą relację w dobrej kondycji.
 - Tato, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. – mówi kiedy finalnie docierają do Oberstdorfu
 - Chociaż tak mogłem ci wynagrodzić ostatnie zachowanie matki. – uśmiechnął się – Wiesz, że ona cię kocha, tylko nie do końca umie to okazać.
 - Ciężko mi w to uwierzyć. – krzywi się – Dobrze przynajmniej, że mam ciebie.
 - Zawsze będziesz moją małą dziewczynką Lil. – mówi ciepło po czym zamyka w objęciach swoją ukochaną córkę. Elias nigdy nie był zbyt wylewny w uczuciach, jednak jego córka zawsze wiedziała, że mogła na niego liczyć. Nawet jeśli w domu nie miał zbyt wiele do powiedzenia bo tam, rządziła despotyczna żona. Swoją rodzicielską objawiał między innymi właśnie w takich drobnych gestach. A to było już dużo.
            Po zajęciu miejsca w hotelu nadszedł czas na wizytę na słynnej Heini-Klopfer-Skiflugschanze, robiącej niesamowite wrażenie. W zasadzie to zapierała ona dech w piersiach. To można było powiedzieć o tej mamuciej skoczni w telegraficznym skrócie. Atmosfera panująca wokół to była osobna historia bo trzeba było przyznać, doping był niesamowity. Występy faworytów także nie odbiegały urodą od owych elementów. Po pierwszym dniu zmagań, na czele stawki przewodził Bjørn Einar Romøren, tuż przed austriackim skoczkiem. Właśnie tym, dla którego tu przyjechała i na którego obecność właśnie oczekiwała.
 -Lili?! Nie wierzę, nic nie powiedziałaś? – po pojawieniu się wśród najbliższych to nie oklaskująca go rodzina skupiła całą jego uwagę, tylko właśnie ona. Nie minęła właściwie chwila, a już tonęła w jego objęciach. Wtedy cały zgiełk panujący dookoła jakby zniknął. Jakby cały świat się właśnie w tej chwili zatrzymał i liczyli się tylko oni.
 -Naprawdę się nie spodziewałem. – mówi kiedy leżeli obok siebie na hotelowym łóżku
 - Chciałam ci zrobić niespodziankę, zwłaszcza, że ktoś całkiem niedawno się zestarzał i nie miałam okazji złożyć mu osobiście życzeń. – uśmiechnęła się szeroko nachylając się nad nim – Wszystkiego najlepszego mistrzu, żebyś sięgnął gwiazd i nigdy, przenigdy nie zapomniał, że ludzie kochają cię takiego, jakim jesteś w tej chwili i żebyś nigdy się nie zmieniał.
 - Najlepsze już mam, właśnie na mnie patrzy. – dodaje cicho po czym ich usta łączą się w długim i namiętnym pocałunku. Byli tak spragnieni własnej bliskości, że oderwali się od siebie dopiero w chwili, w której przestali czuć własne usta.
 -Kocham cię. – wypowiada cicho te słowa, całując ją w czoło – Płaczesz? – pyta po chwili
 - Ja po prostu.. też cię kocham. – pociąga nosem – A w zasadzie nikt dawno mi już tego nie mówił. – poczuła jak pojedyncza łza spłynęła po jej policzku
 - Zasługujesz by mówić ci to codziennie, do końca życia. – otarł słoną strużkę z jej policzka – A twoja matka nie ma racji, bo nic co ci mówi nie jest prawdą. – gładzi dłonią jej policzek
 - Nie jesteś najbardziej obiektywną osobą w tej sprawie, wiesz?
 - Po prostu wkurza mnie, że moja piękna i mądra dziewczyna musi słuchać takich rzeczy od własnej matki. – krzywi się
- Już niedługo. – sili się na uśmiech – Przeżyłam z nią tyle lat, że te następne dwa to nic.
            Następny dzień okazał się być jeszcze lepszy. Emocje pod skocznią sięgnęły absolutnego zenitu, bowiem ostateczną bitwę o złoty medal mistrzostw świata w lotach zdobył osiemnastoletni skoczek z Austrii. A tuż po ogłoszeniu wyników nie pobiegł do trenera, matki czy kolegów z drużyny. Pobiegł prosto do niej. Wziął ją w ramiona i wirował dookoła własnej osi, niczym pijany ze szczęścia. Nie mógł uwierzyć, że udało mu się wygrać pierwsze trofeum w seniorskiej karierze tak szybko. Wielu sportowców, zdecydowanie bardziej doświadczonych latami walczy o ten jeden sukces, a jemu przyszło to z taką łatwością i to niedługo po skończeniu wieku juniora. Było to ogromną sensacją, a co za tym szło, był na medialnym świeczniku. Chcieli wiedzieć o nim dosłownie wszystko. Wejść  mu dosłownie do łóżka, znać każdy możliwy smaczek z życia prywatnego. A hienom medialnym nie mogło ujść uwadze, iż zaraz po zwycięskim skoku pognał do dziewczyny. A ona była wręcz przerażona tym zainteresowaniem. Chciała się po prostu schować z dala od tego zgiełku, jednak doskonale wiedziała, że będąc z Gregorem, to nie będzie długo możliwe. Bo nawet w czasie niezwykle krótkich wakacji w Achensee można było spotkać dziennikarzy. Zwłaszcza, że sukcesy się mnożyły, a nadchodzący sezon zwiastował tylko kolejne.
 - W przyszłym roku też planujesz wakacje w Achensee? – pyta ją, gdy siedzą przytuleni nad brzegiem jeziora
 - Nie mam pojęcia. –wzrusza ramionami – Czemu pytasz?
 - Będziesz pełnoletnia..
 - Szykujesz uprowadzenie?
 -Kusząca perspektywa. – uśmiecha się przytulając ją do swojej piersi – Wiesz, że to tak jakby nasza rocznica? – zmienia po chwili temat
 - Mogę powiedzieć tylko tyle, że faktycznie miałeś rację dwa lata temu, naprawdę uczyniłeś moje życie lepszym.
 - I mam zamiar czynić to jeszcze przez długi czas skarbie.- mówi cicho obejmując ją szczelnie ramionami sprawiając, że poczuła się jakby była po prostu w domu.
            Tak jak i poprzednie, także i te wakacje nie mogły trwać w nieskończoność, choćby bardzo tego chcieli. Tym razem jednak mogli naprawdę spędzić wspólnie te ostatnie chwile lata, bowiem ukochana pani Weiner wróciła wcześniej w związku z remontem domu, a jej małżonek nie miał nic przeciwko przesiadywaniu Gregora w ich tymczasowym miejscu zamieszkania. Nawet jeśli te odwiedziny znacznie się przeciągały.
 - Przestań. – mruczała z rozkoszy kiedy całował ją wzdłuż szyi
 - Doskonale wiemy, że wcale tego nie chcesz. – popatrzył wesoło w jej oczy – A ja pragnę zauważyć, że zobaczymy się dopiero za ponad miesiąc.
 - Aż boję się do czego możesz się posunąć. –zachichotała
 - Spokojnie, za ścianą i tak mieszka agent wywiadu, znam granicę. – żartuje
 - Szkoda. – dodaje cicho
 - Jezu, nie mów mi tak bo jeszcze o nich przypadkiem zapomnę. – mówi nie odrywając od niej wzroku, po czym przechodzi do składania ciepłych pocałunków na jej ustach i wodzeniu dłońmi po jej ciele.
            Patrząc jak spokojnie spał z ręką przerzuconą przez jej talię nie można było się nie uśmiechnąć. Gołym okiem widać było, iż ta dwójka była sobie przeznaczona i tylko jakaś nadludzka siła mogła odebrać im to szczęście i uczucie jakie mieli. Bo niewątpliwie nie widzieli poza sobą świata i nie było minuty, aby o sobie nie myśleli. A to wydawać się mogło, wyglądało jak początki  niekończącej się historii o wielkiej miłości.


~*~
Witam po raz kolejny. Niezmiernie cieszy i motywuje mnie Wasza obecność! <3  W sekrecie mogę Wam powiedzieć, że tak się tu rozpędziłam z pisaniem, iż mogłabym przynajmniej do połowy czerwca już nic tu nie napisać i żyć na tym gigantycznym zapasie :P
Co do samej historii, to na razie nie dzieję się w zasadzie nic specjalnego, powoli poznajecie wszelkie kulisy życia głównej bohaterki z nastoletnich la. Spokojnie, jeszcze tylko chwilka i wrócimy do teraźniejszości, a wtedy.. będzie się działo ;)


Jeśli czytasz, skomentuj, to +10 do motywacji! ♥